wtorek, 2 maja 2017

Wycieczka Drobinki

W zeszłym tygodniu trafił mi się wyjazd do dalekiego Oberkochen, wyjazd służbowy, ale bardzo przyjemny. Oczywiście zabrałam ze sobą jakąś laluchę - padło na Drobinkę. Kompaktowe to stworzonko, poręczne i dużo miejsca nie zajmuje. Niestety nie bardzo miałam możliwość zwiedzania i zabierania Drobinki na oficjalne wyjścia, ale chociaż w hotelu porobiłam jej troszkę zdjęć. 



Przyjechałyśmy wieczorem i Drobinka była tak zmęczona, że nie chciała nawet do spania zdjąć kurteczki. Łóżeczko na szybko z szalika zmontowałyśmy i dziewczynka padła spać. Za to następnego dnia przywitała nas piękna pogoda:




Było cudownie słonecznie, może niezbyt upalnie, ale i tak wspaniale... Kolejne dwa dni minęły nam na spotkaniach i innych służbowych atrakcjach, a za to w dzień wyjazdu trafiła nam się taka pogoda:


Powyższa mina Drobinki z cyku "Serio?! Wczoraj prawie lato, a dzisiaj środek zimy?!" bezcenna...


I w ten sposób udało mi się zobaczyć piękną okolicę w kilku odsłonach i już nie muszę jechać tam jeszcze zimą, żeby zobaczyć jak pięknie śnieg się na stokach układa 😉

W sesji udział wzięli:
Drobinka - tiny delf TylTyl, Luts
Oberkochen i okolice w odsłonie wiosennej i zimowej

Pozdrawiam

8 komentarzy:

  1. Szkoda, że wyjazd tylko służbowy. Założę się, że Drobinka chciałaby więcej plenerów zaliczyć.
    Ale może kiedyś nadarzy się okazja. Żeby tak jeszcze aura sprzyjała...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, aurę mamy w tym roku wyjątkowo niezbyt sprzyjającą :) Drobinka na pewno się na jakiś jeszcze plener załapie, a tak to sobie tylko ukradkiem z torebki mogła świat podziwiać :)

      Usuń
  2. nieletnią będąc pomieszkiwałam wakacyjnie w różnych niemieckich
    (wówczas NRD-owskich miejscowościach) - pobyt wspominam tym milej,
    iż z jednej z nich - przywiozłam murzyneczkę, lalkę, którą mi Rodzice
    kupili na zakończenie dzieciństwa, a miałam wtedy chyba 12-13lat i na
    "koncie" ze 2-3lalki - jako więc przedstawicielkę dosłownie ostatniej
    lalki od Rodziców - wybrałam niunię,której dziś już nie ma ze mną -
    dziś oczywiście żałuję, że nie oddałam znajomej rodzince, bobym mogła
    potem jeszcze Ją u Nich pofocić - a może nawet i odzyskać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takich skarbów to się dopiero po latach żałuje najbardziej, ale murzyneczka musiała byś super prezentem i robić furrorę na podwórku :)

      Usuń
    2. nie wychodziłam z Nią, bo się bałam - jak o dziecko -
      potem zaczęłam się bać - Jej - i w końcu po latach
      trzymania Jej w kwietnym akwarium (dosłownie) mój
      ślubny dokonał abordażu lali poza domowe ognisko...

      Usuń
    3. No co Ty? Serio? Murzyneczki wydają się takie niegroźne... miałam w dzieciństwie jednego Murzynka i bardzo tę lalę lubiłam i nie był to żaden złowróżbny bobas ;) Ale Twojej nie znam i może faktycznie miała coś złego w spojrzeniu. Z lalkami nigdy nic nie wiadomo... Dobrze w takim razie, że Ślubny podjął się takiej odważnej misji :*
      Moja murzynka grzecznie współżyła z resztą lalek i bawiła się razem z kominiarczykiem (biały, ale na czarno ubrany, więc pasował), a sama miała takie śliczne żółciaste ubranko :)

      Usuń
  3. Też miałam murzyneczkę i bardzo ją kochałam :) też niestety nie ma jej już ze mną :/
    Drobinka jest przesłodka :) kim jest to maleństwo ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drobinka to dzieciątko z Luts, a model TylTyl (tiny delf). Też uważam, że jest mega słodka, więc cieszę się, że nie tylko mnie się podoba :)

      Usuń